czwartek, 8 września 2011

...bo na wszystko przyjdzie czas...

I chyba właśnie nadszedł czas najwyższy, coby sprawy ze swoim Ślubnym poukładać jak należy!
Usiadłam. Wzięłam do ręki kartkę i zaczęłam pisać. I pisałam, pisałam, pisałam. Aż napisałam! Ślubny przebywał wówczas na rybach z Mężem Robaczka (swoją drogą bezowocne te ich połowy ale - jak powiedział niegdyś mąż - "tu chodzi o samo trzymanie kija i rozmowę"). Sprawa działa się po nałożeniu na głowę mą nowej warstwy wredoty (farby o intensywnym odcieniu rudego) więc nieco musiałam się hamować i uważać coby zbyt duża sieczka nie wyszła. No i jak zaczęłam się pilnować, to z coraz to większą łatwością doszukiwałam się w zachowaniach Ślubnego dobrych rzeczy. I tak po chwilach dłuższych kilku mnie trafiło!
Franca ze mnie nieziemska! Bo ja rozumiem, wkurzać się czasem na kogoś, ale ostatnimi czasy byłam chodzącym wkur**m! Na dodatek nie miałam alergii na wszystkich (choć w stosunku do niektórych na uprzejmości się nie siliłam zbytnio). Uczulenie przejawiałam w stosunku do Męża mego! A On - biedny żuczek - się starał... nie zwariować ze mną.

Pranie chłopak robił sam z siebie, nic nie musiałam mówić - co z tego, że źle powiesił i nie zapiął na klamerki.
Poprasował swoje rzeczy - i nie było to przejawem niezadowolenia z tego, jak ja prasuję.
Naczynia po obiedzie sprzątał - żebym ja nie musiała.
Butelki po mleku zawsze myje - co z tego, że nie zawsze dokładnie wyciera.
Sam kąpie Dziecię nasze - żeby kręgosłup mój oszczędzać.
Mimo nocnego marudzenia Młodego (zęby dziecku idą), śpi z nami w jednym pokoju - już nie dezerteruje.
Stara się być w nocy pomocny, chce doradzić - nie gada i nie poucza mnie po to, żeby mnie wk****ć, chce tylko żeby Maluch się uspokoił.
Rano, zanim wyjdzie do pracy nastawia wodę na mleko w podgrzewaczu - żebym miała ciepłą, jak Młody się obudzi.
Herbatkę rumiankową na noc Dziecięciu parzy - co z tego, że za mocną.
Meliskę dla mnie robi - nie żeby mi dopiec, że potrzebuję czegoś na uspokojenie, wie, że lubię zieloną z meliską i cytryną.
Obrączkę zaczął nosić! - mimo, że w pracy mu przeszkadza.

Stara się Chłopina, i to bardzo! A ja taka suka! Czepiam się o byle co... I właśnie chyba przyszedł czas, żeby go poinformować, że przejrzałam na oczy! Że ja na prawdę dostrzegam te jego starania!
Zasiadłam ponownie do pisania i oprócz żali i narzekań dopisałam listę pochwał. I tak jakoś mi się lżej na sercu zrobiło.
Bo pomimo tego mojego "zdenerwowania" (łagodnie powiedziane) i tych wszystkich okropnych słów i gróźb, że niby separacja, że rozwód... To muszę przyznać, że bez Niego to ja już chyba nie potrafię oddychać. Potrzebny mi jest do życia niczym tlen... Nie musi być stale obok, ale miło jest jak tak przyjdzie i przytuli. Tak bez powodu :)

Długo zastanawiałam się czy list powinien trafić w ręce adresata czy ma być tylko takim rodzajem terapii dla mnie. Koniec końców trafił do  Ślubnego. Może to pomoże...I zmiana zachowania też się chyba przyda... Trochę rzeczy i spraw trzeba naprawić, tak podreperować. A co może jeden człowiek? We DWOJE zawsze jest inaczej... :)

1 komentarz:

  1. oj Kochana...ta lista pochwał to jest...no, że tak powiem...zazdroszczę ;P bo nie ma opcji, żeby M. wstawał do Młodego, żeby mył naczynia, pranie?? nie ma bata. jak coś to tylko wywiesi. zawsze coś ;)
    dobrze, że Ci ulżyło :) swoja drogą mnie też często wk**w bierze. tak bez powodu. blee

    OdpowiedzUsuń