środa, 12 września 2012

ehh...

Ogólnie się u nas porobiło trochę... Trochę dobrze i trochę źle? Może źle to złe słowo jest. Bo w sumie atmosfera się oczyściła i tak jakoś lżej na sercu i duszy. Ale ale... od początku zaczynając...

Dnia 1.07. roku bieżącego zamieszkaliśmy"na własnych śmieciach" :) Nareszcie!!! Normalnie jeszcze nigdy sprzątanie i wszelkie inne prace domowe nie sprawiały mi takiej przyjemności i radości! Bo wiadomo, o swoje własne, prywatne dba się inaczej. I chętniej się sprząta bez presji i kontroli! I jak się wszystko po swojemu robi!
O! Jakże piękne jest życie bez teściowej!!! (w sensie pod jednym dachem) Generalnie wyszło to na dobre i Szanownej Pani Matce i nam! Bo teraz to ja jestem The Best Synowa Ever!!! Takiego obrotu spraw, kto by się spodziewał...(z wyjątkiem mojej Mamuśki-Czarownicy, ale to się nie liczy).
Na dobre to wszystko wyszło też Latorośli naszej kochanej maleńkiej. No może już nie takiej maleńkiej... Bo właśnie chodzi o to, że rośnie nam mężczyzna. Mianowicie rzecz w tym, że Maleńki sam zasypia. No i generalnie wszystko fajnie, pięknie... tylko, że ja lubiłam jak tak się wieczorem przytulał do mnie. Nie wiem sama dla kogo był to większy szok. Dla niego czy dla mnie? Bo Młodzian przeszedł to raczej bezproblemowo. Sam podjął decyzję o samodzielnym zasypianiu (serio! powiedział "sam spać" i tyle) a mi jakoś tak dziwnie i smutno troszkę nawet.

Sprawa kolejna to Mąż i ja. Bo w sumie spięć trochę było i to o bzdury w sumie. I przyznaję, że czasami poniosło mnie a czasami jego (do czego on tak do końca przyznać się nie potrafi, ale nie w tym rzecz). Ale ogólnie nastąpił przełom (kłótnia niemiłosierna, wrzaski, krzyki a później to już nawet nie wiem kto z kogo się głośniej śmiał). No i chyba to się liczy najbardziej... Bo dochodzę do wniosku, że nie ma co tracić czasu na bzdurne awantury i warto czasem spojrzeć na wszystko z dystansu. Bo wtedy człowiek potrafi docenić to co ma. A ja mam dwóch wspaniałych Mężczyzn, i każdego dnia nie jeden powód do radości (choćby sam fakt posiadania takiej rodziny i wszystko to, co się z tym faktem wiąże)...

Myślę, że to właściwa puenta na dziś...

Aha! I obiecuję zasiadać do bloga częściej (sobie obiecuję przede wszystkim)!

M.

czwartek, 16 lutego 2012

Maleńki...

Nadrabiania zaległości część pierwsza (nie ostatnia).

Syn nam rośnie jak na drożdżach! Codziennie odkrywamy u niego nowe, czasem zaskakujące, umiejętności. Wczoraj np. zaczął wykazywać zainteresowanie językami obcymi. Konkretnie j. angielskim. Pół wieczoru chodził i podśpiewywał pod nosem: "bejbe, bejbe,beeejbeee!"! SZOK! A wszystko za sprawą pewnej piosenki, która znudzić mu się nie chce... i tak katuje nas na okrągło Pierworodny utworem niejakiego Pitbull'a o tytule "Rain over me".
Poza tym Maluch biega już całkiem sprawnie (zawachania równowagi są co raz rzadsze :D ). Zasób słów ma całkiem spory. Lubi czytać książki wszelkie (zwłaszcza o Franklinie, którego imię już wymawia! co prawda nie tak bardzo wyraźnie, ale każdy zrozumie o co chodzi). Odkrył w sobie zamiłowanie do aut. Jeść mógłby bez przerwy, śnieg bardzo lubi, jeszcze bardziej lubi jeździć na sankach (zwłaszcza kiedy Tatuś ciągnie sanki a on może krzyczeć WIO!), uwielbia się kąpać i rozmawiać z Babcią A. przez telefon!
Tak w skrócie, to chyba na tyle...No!

...przepraszam, przepraszam, przepraszam...

Wstyd wielki, że tak dawno nic nie opublikowałam... Można by się doszukiwać powodów (znalazłoby się ich zapewne kilka), ale prawda jest taka, że leniwa jestem! Właśnie dlatego twierdziłam uparcie, że prowadzenie bloga jest nie dla mnie!!! Obiecuje, nadrobić zaległości wszelkie... niebawem... ;P