piątek, 26 sierpnia 2011

Zgubiłam gdzieś Siebie...

...i sama nie wiem gdzie. Podejrzewam, że stało się to gdzieś pomiędzy dążeniem do tego aby być "odpowiednią dziewczyną", "narzeczoną", "dobrą żoną", "córką", "dobrą matką". Chociaż jak tak patrzę na tą listę, to córkę chyba bym wykreśliła. Kto jak kto, ale duet A&A przeszedł ze mną sporo i raczej wie czego może się po mnie spodziewać. Poza tym...czego bym w życiu nie zrobiła, najbardziej i ZAWSZE mogę liczyć właśnie na nich.

"Stępiła się Twoja wredota!" - bez sensu. "Ej... ale Ty się miękka robisz!" - ja?! Nie. "Witamy w gronie matek-polek" - no ale ja się do tego grona nie zapisywałam!!!
"To wszystko przez to, że ograniczasz swój świat do dwóch mężczyzn. Ja Ci to mówię. Kiedyś taka nie byłaś."
Ale ja lubię ograniczać swój świat do TYCH dwóch mężczyzn. Bo, jakby nie patrzeć, właśnie ONI są teraz moim światem. Chociaż może to prawda, że właśnie Oni odbierają mi Mnie samą. Taką jaką byłam kiedyś...

ON nr 1
Pan Mąż. Zanim stał się Panem Mężem był etap Pan Chłopak i Pan Narzeczony. I chyba należy to wszystko rozgraniczyć na te etapy.
Tak więc...
Pan Chłopak.
Nieśmiały i zupełnie nie w moim typie. Taka "życiowa dupa". Pępowina nie odcięta, zero poczucia własnej wartości, skrzydełka skutecznie i trwale przycięte przez Panią SuperEXGirlfriend i Panią Matkę.
Się zlitowałam i zaczęłam podnosić go z ziemi. Ale przecież nie możesz tak o sobie myśleć! Jesteś świetnym facetem! Człowieku, nie liczy się to co myślą o Tobie inni, ale to jak Ty postrzegasz siebie i jak widzę Cię ja! Popatrz przez chwilę na siebie moimi oczami!
No i się podniósł. Wiara w siebie, swoje zdolności i możliwości wzrosła chyba o 1000% i przy okazji z tym jego wzrostem odleciało tak ze 25% mnie... a może nawet więcej. Bo chyba tak już jest, że jak stajesz się dla kogoś siłą napędową i takim...sama nie wiem... motywatorem (?) to odpływa Twoja energia i ginie jakaś część Ciebie...

Pan Narzeczony.
Pora planować dalszą, wspólną drogę życia. Taa... Pięknie brzmi. Taki frazes. Wspólna droga życia. Gdybym wiedziała wcześniej jakie "gratisy" dostanę to chyba bym sobie darowała. Ale o "gratisach" może innym razem.
Wspólna droga życia zaczyna się od walki z Panią Matką o to, jak bardzo i jak długo jeszcze zamierza krzywdzić swojego syna. Oczywiście na polu walki Pani Matka i ja... Pan Narzeczony za słaby i w ogóle "no bo co ja mam zrobić?". Starcie nieziemskie, nerwy sięgają zenitu (moje zdenerwowanie z resztą też), łacina podwórkowa sypie się z moich ust jak nigdy (nie sądziłam, że znam takie zwroty i słowa!). Krzyki jak cholera i słowa: "MI JEST DOBRZE TAK JAK JEST! NIE POTRZEBUJE TEGO CHOLERNEGO ŚLUBU!!!". Podziałało. 1:0 dla mnie... Koszty tego starcia: 35% mnie i mojej energii... No i przeprosiny. Wyciągam rękę. Robię to dla Pana Narzeczonego. Bo ON by chciał żeby było dobrze... Niech będzie. Dla Niego.

Pan Mąż.
W pakiecie z Panem Mężem dostałam rzeczone wyżej "gratisy": Pani Matka, Tata B. (taki "gratis" pozytywny), Kulawy Elvis, Gargamel - takie stałe "gratisy" i te dochodzące: Blond, Dyrygent (osobnik nie szkodliwy raczej) +2, Czarna, ĄĘ (zazdrość zżera go chyba bardziej niż Blond i Czarną razem wzięte) +1.
Pakiet wysysający energię doszczętnie!!! A Pan Mąż przyjął postawę udaję, że nie słyszę więc nie  ma żadnego problemu. O rodzinę naszą walczyć muszę więc ja. Ile można. Już mi sił nie starcza.
Ja i moja energia -30%.

Po zsumowaniu tego wszystkiego wychodzi jakieś 90% mnie mniej! Zostaje 10%. I to wychodzi ze mnie w chwilach złości...


ON nr 2
Dowodzi teorii, że "Suki są dobrymi matkami", tak mi się przynajmniej zdaje... Bo nawet jak muszę wstać po raz 10 w nocy, a łacina podwórkowa aż ciśnie się ze złości na usta wystarczy jeden zniewalający uśmiech i jestem rozbrojona. tak właśnie działa On 2. Moja siła napędowa. "Oczka ma lepsze niż Kot ze Shrek'a" (jak to pani w sklepie stwierdziła).


Może i stępiła się moja wredota, może i robię się miękka... ale wierzę, że kiedyś odnajdę siebie...Siebie jaką chcę być dla Nich. Kiedyś... Jak już znajdziemy swoje miejsce...bez "gratisów" tych stałych i dochodzących.
Kiedyś...

czwartek, 25 sierpnia 2011

tak na początek i tak na próbę...

Się zastanawiam, co i jak i po co mam pisać? Nigdy nie pisałam bloga i jakoś tak wyszło, że pisać go nie zamierzałam ale... Podobno dobry sposób na nudę i brak zajęć (ale na to matka niespełna dziewięciomiesięcznego Bąbla narzekać nie może... chociaż czasami). Się zobaczy.

Na razie tyle.